Quantcast
Channel: bm-makeup
Viewing all 437 articles
Browse latest View live

Recenzja: TBS - Chocomania beautifying oil...

$
0
0
Obiecałam recenzję suchych olejków do ciała, twarzy i włosów marki The Body Shop już prawie miesiąc temu, podczas prezentacji zużytych buteleczek. Te olejki z czystej chęci posiadania "suchego olejku" o niesamowitym zapachu zakupiłam razem z Sis na pół: Truskawkę oraz Czekoladę, podczas promocji - 30%. 

Cena regularna 100 ml /39 zł. Biorąc pod uwagę ceny olejków Nuxe - to niewiele, chociaż i tak dużo jeżeli chodzi o codzienne stosowanie np. na całe ciało.
Niestety zaprezentuję Wam tylko buteleczkę Czekoladki, ponieważ truskawka trafiła do Sis, a ja miałam swoją połówkę w buteleczce zastępczej.
Opakowanie:
To dosyć istotny element podczas stosowania olejków. Różnią się jedynie naklejką - która od razu przywodzi na myśl zapach jaki znajduje się w środku. Buteleczka jest mała, poręczna, plastikowa - nie musimy się martwić, że przypadkiem upuścimy i się potłucze. Otwarcie jest solidne, nie połamiemy na nim paznokci, ale też nie otwiera się samoczynnie. Ma niewielki otworek, przez to zawsze wydobędziemy idealną ilość kosmetyków. Z tyłu opakowania naklejka a pod nią skład. Podczas stosowania trzymała się na miejscu, dopiero jak zaczęłam kombinować pod koniec odkleiła się. Nie pozostawia po sobie lepkiego śladu, więc dalej pozostaje estetyczna.
Dostępność:
Sklepy stacjonarne TBS, czasami allegro.

Konsystencja i aplikacja / Kolor / Zapach:
Bardzo płynny olejek dzięki czemu wystarczy niewiele na jedną aplikację, dobrze rozprowadza się na skórze.W dłoniach i podczas aplikacji przyjemnie się rozgrzewa, można wykonać szybki masaż. Nie brudzi pościeli. Kolor bezbarwny. Zapach mocno kakaowy, słodki ale nie mdlący. Pozostaje z nami na bardzo długo. Ze mnie dziwna istota lubię tego typu zapachy jeszcze bardziej od samego jedzenia czekolady:) Truskawczka była równie "smaczna" :) W sklepach są testery - więc można przed zakupem sprawdzić.

Działanie:
Najważniejsze! Osobiście stosowałam tylko na ciało, bałam się trochę użyć na twarz - bo jak wiecie mam nieco problematyczną cerę. Rozprowadzałam olejek na całe ciało wieczorem, zaraz przed spaniem. Nie pozostawia mocno lepkiej warstwy jak przy zastosowaniu innych olejków pewnie stąd założenie "suchy olejek", ale czuć, że coś na tej skórze jest:) Mój mężczyzna też zauważył różnicę, że skóra jest przyjemnie miękka w dotyku. Rano skóra dalej jest nawilżona, efekt utrzymuje się niestety tylko do mycia. Mam opory przed stosowaniem balsamów, maseł czy olejków na dzień, na szczęście moja skóra tego nie potrzebuje. Kilka razy nałożyłam też na końcówki włosów - nie skleja i nie przetłuszcza, ale zabezpiecza. Na całe włosy było mi trochę szkoda.

Skład:
Zapewne sporo Was zainteresuje/pochodzi ze strony TBS, ale zgadza się z opakowaniem/ ja nie bawiłam się w analizowanie:
Caprylic/Capric Triglyceride (Emollient), Dicaprylyl Carbonate (Skin-Conditioning Agent), Sclerocarya Birrea Seed Oil (Skin Conditioning Agent), Parfum/Fragrance (Fragrance), Prunus Amygdalus Dulcis Oil/Prunus Amygdalus Dulcis (Sweet Almond) Oil (Skin-Conditioning Agent), Theobroma Cacao Seed Butter/Theobroma Cacao (Cocoa) Seed Butter (Emollient), Aleurites Moluccana Seed Oil (Emollient), Tocopherol (Antioxidant), Pentaerythrityl Tetra-Di-t-Butyl Hydroxyhydrocinnamate (Antioxidant), Linalool (Fragrance Ingredient), Limonene (Fragrance Ingredient), Coumarin (Fragrance Ingredient), Helianthus Annuus Seed Oil/Helianthus Annuus (Sunflower) Seed Oil (Emollient), Citral (Fragrance Ingredient), Ascorbyl Palmitate (Antioxidant).

Czy kupię ponownie?
Być może w promocyjnej cenie. W ogóle uważam, że do TBS warto zaglądać głównie podczas przecen. Był to taki umilacz wieczornej pielęgnacji, urzekł mnie zapachem, łatwością stosowania i faktem, iż nie zapaskudzi nam całej pościeli:) Mam też ochotę na suche olejki innych firm np. Nuxe - bo nigdy nie miałam.

Lubicie suche olejki? Jakie stosowałyście i czy polecacie? Czekam na Wasze opinię;)

Nowości w kosmetyczce: 1/2013

$
0
0
Na żółto zaznaczyłam sprawdzone produkty, których już kiedyś używałam.
W sklepie fryzjerskim zakupiłam Rene Blanche - Kąpiel - Peeling regulujący 200 ml/ 31zł  (miałam z tej samej firmy wersję przeciw wypadaniu włosów, teraz nie stosowałam peelingów ok. 2 miesiące i czuję potrzebę, więc tym razem wypróbuję inny). A w Rossmanie:  Isana - suchy szampon do włosów normalnych i szybko przetłuszczających się 200 ml/ 10,59 zł  W pobliskiej drogerii: Green Pharmacy - Olejek łopianowy z czerwoną papryką 100 ml/ 6,90 zł (czytałam pozytywne opinie)

Do mycia, tanie i dobre, tych wersji zapachowych jeszcze nia miałam: Isana - żel pod prysznic, Witaminy i jogurt oraz Melon i gruszka oby dwa w promocji 200 ml/ 2,99 zł zamiast 3,99 zł (za sztukę). W firmowym sklepie Ziai: Rebuild Reduktor rozstępów - krem 150 ml/ 19,40 zł (szukam czegoś skutecznego, więc jeśli znacie kosmetyk warty uwagi piszcie w komentarzach - jedno co bym chciała - by nie zawierał parafiny) oraz Rebuild Reduktor cellulitu - serum drenujące 150 ml/17,58 zł. Drogeria Hebe i nieszczęsny Greenland - Odżywczy krem do rąk 50 ml/ 12,99 zł. Przy okazji zakupów Sis w SuperPharm: Avene - Cold cream 50 ml/ 9,99 zł (cena regularna to prawie 30 zł) (słyszałam o nim tak wiele, że nie mogłam się powstrzymać!)

Tym razem nie wiele: coś do ust Lovely - sztyft do ust anti-aging 3,99 zł oraz mycia buzi:
Eris -Under twenty żel do mycia twarzy 200 ml / 7,99 zł

Zapasy wykończone, tak więc wszystko co potrzebne zakupiłam przez internet: www.bodyland.pl: ArtDeco - baza pod cienie 5ml/ 31,50 zł (już z przesyłką). www.costasy.pl: Kosmetyki mineralne Lily Lolo: zestaw Ready Set Glow Light (0,75g x 4 + Baby Buki) 85,50 zł; Flawless Matte Mineralny puder sypki 0,75 g / 9,99 zł; South Beach Mineralny bronzer 0,75g / 9,99 zł + 4 darmowe próbki (róż Oh la la, Surfer Girl, podkład Porcelain, warm peach) + koszt przesyłki 13 zł

Do zbiorów lakierowych dołączył też jeden lakier do paznokci holo za 7 zł (który już na zdjęcia się nie załapał).

Łącznie wydałam: 283,31 zł  Ponieważ sprzedałam część kosmetyków nie spełniających moich oczekiwań lub po prostu leżakujących, na moje konto trafiło z powrotem: 80 zł, więc większych wyrzutów sumienia nie mam:P

Jeżeli czegoś szczególnie jesteście ciekawe piszcie w komentarzach:)

p.s.1 Zastanawiam się nad utworzeniem konta na fb, rozmyślam nad plusami i minusami. Za pewne więcej osób przez fb będzie mogło trafić na mojego bloga, co byłoby wspaniałe... ale  też mam pewne obawy... Jeżeli są tu osoby, które założyły już konto dla swoich blogów - to napiszcie, czy to był dobry krok? patrząc z perspektywy czasu.... 

p.s.2 Przygotowuję dla Was aktualizację włosową;)

Włosy 1/2013 - podsumowanie zapuszczania...

$
0
0
Ostatnia aktualizacja była dosyć dawno - (tutaj), dokładnie 3 miesiące temu. Przyłączyłam się do akcji zapuszczania włosów. Co z tego wyszło zobaczycie poniżej. 
Kolor włosów od ostatniej aktualizacji nie uległ zmianie. Nie farbowałam ich, przymierzam się do powrotu do natury. Ponieważ obecnie odrost na świeżo umytych włosach, rozpuszczonych nie rzuca się mocno w oczy. Na zdjęciach aparat mocno wyciąga kolory, więc możecie zauważyć. Linią zaznaczyłam dokąd sięga. 
Co do zapuszczania? Ile urosło?
Włosów nie obcinałam od 14 września (u fryzjera) do 9 grudnia (końce skróciła mi Mama), ponieważ widziałam już widocznie zniszczone końcówki. Od 9 grudnia do dziś widzicie postępy na zdjęciach. Nie powiem Wam ile dokładnie urosło, bo mierzyłam na grzywce, zapisywałam w starym kalendarzu, a z rozmachu go wyrzuciłam. Niestety nie było jakiegoś wielkiego WOW typu 3cm na miesiąc:/ Ale i tak jestem na plus od początku zapuszczania:) 
Co robiłam przez te 3 miesiące:
Plusy:
+ nie farbowałam włosów
+ odstawiłam jedwab do włosów Biosilk, który wysuszał końce (zastąpiłam odżywką do splukiwania - ale nie splukuję tylko suszę włosy, ten sposób poleciła Mysia TU)
+ podcięłam odrobinę zniszczone końcówki, dzięki czemu wyglądają lepiej
+byłam regularna wcieraniu: Jantara, Octu Jabłkowego oraz spryskiwania włosów eliksirem Green Pharmacy (Niestety tylk Jantar wpływał na przyspieszenie porostu)
+ jem siemię lniane od miesiąca
+ 9 dni piłam drożdże w proporcjach 1/3 kostki (niestety tym razem odbiło się to okropnym pogorszeniem stanu skóry:/ a była już taka piękna i gładka, wysyp na twarzy oraz plecach.... więc odstawiłam)
+ śpię w związanych włosach, miękką frotką
+ wypróbowałam metodę mycia włosów OMO (jako pierwsze O maska BingoSpa - proteiny kszamiru i kolagen)
Grzeszki:
- brak regularności w stosowaniu olejków, wróciłam do nich na początku stycznia (łopianowy na skalp, kokosowy na całą długość)
- dalej suszę suszarką i raczej będę
- zwlekałam z kupnem peelingu do skóry głowy i to również był błąd, który obecnie nadrabiam

Cele na przyszłe miesiące:
1. Wrócić do naturalnego koloru. Może być ciężko, ale będę cierpliwa. Chyba, że będę wyglądać na prawdę fatalnie... Lubiłam swój kolor włosów, w lato przybiera złotawe pasemka, zafarbowałam dopiero na 2 roku studiów z czystej ciekawości jak to będzie być rudzielcem. 
2. Regularnie olejować, wcierać oraz spożywać siemię lniane. Robić peeling, oraz rozrabiać szampon sokiem z aloesu:)
3. Myślę o dosyć drastycznym skróceniu włosów (patrz linia na zdjęciu), aby pozbyć się cieniowania. Ponieważ nawet przy zapuszczaniu - podcinaniu na prosto 2 cm włosów, nie jestem w stanie pozbyć się rozdwojonych końcówek na włosach cieniowanych. Zaraz po umyciu włosy wyglądają ładnie, ale na drugi dzień ten odcinek zaczyna się brzydko puszyć, wyginać... To też kwestia, że były wielokrotnie farbowane... A gdy chcę naturalki - lepiej systematycznie pozbywać się farbowanych zniszczonych końcówek... 
Bo nie chodzi przecież o to by mieć długie i zniszczone pióra...
5. Zapuścić grzywkę. Tak już jest dosyć długa, chociaż nachodzi mnie czasem chętka na krótką, poczekam i zobaczę jak wyglądam zupełnie bez. Gdy jej brak też łatwiej związać włosy. Ostatnio bez grzywki byłam chyba w 4 klasie podstawówki...
4. Kupić w końcu tą szczotkę z dzika i TT.
To już chyba wszystko co w temacie włosów miałam do powiedzenia, by Was nie zanudzać. Regularnie będę recenzować produkty, które do włosów używam:)

Recenzja porównawcza: Suchy szampon do włosów Isana & Frrotte

$
0
0
W ramach wstępu wyjaśnię, po co mi suchy szampon? (nie stosowałam takich specyfików do czasu, aż w czerwcowym glossybox pojawiła się miniatura Rene Furter - naturia, o którym w kilku słowach tu)
Nie myję włosów codziennie, ponieważ:
- nie chcę ich codziennie katować suszarką (bez której włosy schną okropnie długo i są oklapnięte)
- codzienne mycie detergentem może wysuszać skórę głowy, oraz powodować wzmożony łojotok
- trochę z wygody
Przy dobrej pielęgnacji (każdy musi indywidualnie dojść do tego co mu służy a co nie) spokojnie moje włosy wytrzymają dwa pełne dni. Chociaż niekiedy szampon/odżywka czy olejek obciąży  suchy szampon. Nadaje się przed spontanicznym wyjściem, lub na wyjeździe - gdzie mycie włosów mamy utrudnione z różnych powodów. 
Cena/ Pojemność:
Isana kosztuje ok. 10,50 zł natomiast Frrotte ok. 17 zł (w moje ręce trafił podczas promocji za ok. 11 zł). Oby dwa produkty mają po 200 ml. Biorąc pod uwagę cenę regularną wygrywa Isana.

Dostępność:
Sieć drogerii Rossman, stoją w swoim bliskim sąsiedztwie. 

Opakowanie:
Dwie metalowe puszki, różniące się kolorem z podobizną blondynek (sugeruje, że mogą stosować jasnowłose). Wszystkie niezbędne informacje zobaczymy na opakowaniu. 

Stosowanie:
Oby dwa produkty są przeznaczone do stosowania pomiędzy normalnym myciem włosów. 
Instrukcja na opakowaniach niczym się nie różni, czyli: wyszczotkować włosy, wstrząsnąć puszkę, rozpylić w odległości 20 cm równomiernie na każde pasmo, przeczekać chwilę do wyschnięcia, włosy wytrzeć, dokładnie wyczesać, ewentualny nadmiar zdmuchnąć strumieniem suszarki.
Robię trochę inaczej, wstrząsam puszką, aplikuję z pewnej odległości pasmo po pasmie (przy skórze głowy), zostawiam na chwilę i wyczesuję dużą okrągłą szczotką:) 
Zajmuje to nie więcej niż 3 min.

Wydajność:
Oby dwa produkty znikają dosyć szybko, jednak gdy stosuję odżywkę Jantar, konieczność stosowania suchego szamponu znika, więc starcza go na dłużej. Od czerwca zużyłam miniaturę z glossybox'a, oraz 2 pełne opakowania (jedno Frrotte, drugie Isana), jestem w trakcie drugiego Isana.

Zapach:
Chociaż oby dwa produkty nie śmierdzą np. jak typowe lakiery do włosów, w tej konkurencji wygrywa Isana, ma słodkawy, nie mdlący zapaszek, który umila czas aplikacji.

Skład:
Isana:Butane, Aluminum Starch Octenylsuccinate, Alcohol denat., Parfum, Hexyl Cinnamal, Aqua, Distearyldimonium Chloride, Isopropyl Alcohol.
Frrotte:Butane, Aluminum Starch Octenylsuccinate, Alcohol denat., Parfum, Distearyldimonium Chloride, Limonene, Isopropyl Alcohol, Aqua.

Efekt:
Znowu w przypadku dwóch produktów efekt utrzymuje się tyle samo czasu. Daje poczucie świeżości na kolejny dzień. Mogą niestety matowić włosy - dlatego lepiej stosować rozsądnie i z umiarem, aby nie wyglądać na siwą babcię. 
Nie zauważyłam utrzymania efektu na kilka dni - jak to niektórzy chwalą suchy szampon - Batiste. 

Podsumowanie:
Suchy szampon nie jest produktem pierwszej potrzeby, ale może znacznie ułatwić życie. Na moich włosach nie zaobserwowałam dużych różnic pomiędzy Isana a Frrotte, dlatego skłaniam się bardziej ku tańszemu - Isana, na dodatek ten zapach:)
Dla zaspokojenia ciekawości mam w planach kupno Batiste (chociaż z przesyłką wyjdzie drożej).

--------------------------
Jeżeli macie odmienne zdanie, piszcie w komentarzach - na pewno przyda się czytelnikom też opinia innych osób :) Może brunetki/szatynki dodadzą swoje 3 grosze, jak na ich włosach prezentują się wymienione suche szampony.

p.s. Jutro recenzja maseczki BingoSpa oraz odżywki do włosów Isana. Następne w kolejce swatche na ręce i twarzy wszystkich podkładów jakie mam Lily Lolo.

Recenzje: BingoSpa maska do włosów proteiny kaszmiru i kolagen oraz Isana odżywka połysk jedwabiu.

$
0
0
Pozwólcie, że dzisiaj przedstawię dwa kosmetyki do pielęgnacji włosów, które używam od pewnego czasu, za jednym razem. Jako pierwszą zakupiłam maskę BingoSpa - proteiny kaszmiru i kolagen, po pozytywnych opiniach jaką zbierała w internecie. Gdybym tą recenzję pisała już jakiś czas temu, moja opinia byłaby inna. Na moje zdanie wpłynęło użycie odżywki Isana - połysk jedwabiu. 
Zacznę od maski BingoSpa, chociaż zdradzę Wam, że to odżywa Isana - okazała się prawdziwą perełką.
INCI: Aqua, Cetyl Alcohol, Ceteareth-20 (and) Cerearyl Alcohol, Stearamidopropyl Dimethylamine, Hydrolyzed Keratie (Cashmere), Soluble Collagen, Parfum, Citric Acid, Methyl Paraben, Sodium Benzoate, Ethyl Paraben.
Opakowanie to plastikowy słoik, z dużym otworem, dzięki czemu dobrze się wydobywa maskę do ostatniej kropli. Ma też dodatkowe zabezpieczenie - więc nie wylewa się na boki, ani nie dostaje się do środka woda. To co mi się nie podoba, to papierowa etykieta, która z czasem użytkowania brzydko się marszczy (moja maska stoi koło wanny, nie chcę nawet myśleć jak by wyglądała pod prysznicem). 
500 g maski kosztuje niewiele ok. 12-15 zł w zależności od sklepu w którym kupujemy. Jest łatwo dostępna, większe supermarkety, drogerie. Wydajność spora, służy mi od ok. pół roku. Przejdźmy do aplikacji i działania. Jest to maseczka, którą aplikuje się na ok. 5 min, nie ma potrzeby robienia kompresów itd, co mnie mocno cieszy, bo z rana nie mam czasu na takie eksperymenty. Ma też rzadką konsystencję, która czasami ucieka przez palce. Maskę tą kupiłam przed zabiegiem dekoloryzacji, którą przeprowadziłam w domu. Przyniosła oczekiwane efekty - byłam nią zachwycona! Wygładziła łuski włosa, ułatwiła rozczesywanie, ochroniła końce. Całemu zabiegowi towarzyszy przyjemny, delikatny zapach.  

Powiem jeszcze tyle, że ja maski/odżywki aplikuję tylko od końca ucha po końcówki włosów, nie chcę by obciążały mi włosy. W momencie w którym zaczęłam stosować odżywkę Isana, stwierdzam, że BingoSpa to taki przeciętniaczek.... Jednak, u mnie nic się nie zmarnuje - zaczęłam myć włosy metodą OMO - maska jako pierwsze O. Tak cudownych włosów dawno nie miałam:) 
INCI: Aqua, Cetearyl Alcohol, Glyceryl Stearate Se, Propylene Glycol, Quaternium-87, Panthenol, Behentrimonium Chloride, Isopropyl Alcohol, Stearamidopropyl Dimethylamine, Phenoxyethanol, Hydrolized Wheat Protein, Niacinamide, Parfum, Citric Acid, Cl 16185.
Jak widać, odżywka Isana, jest w tubce z grubego, ale przeźroczystego plastiku, którą można postawić na główce. Funkcyjne opakowanie, zamykane na klik, ułatwia aplikacje takiej ilości odżywki jaką chcemy.
300 ml odżywki kosztuje niecałe 5 zł, dostępna w każdym Rossmanie. Odżywka jest różowa, dosyć gęsta - przez co nie spływa z włosów, również o delikatnym zapachu. Zastosowanie na czas w którym myję buzie żelem/ peelingiem wystarcza, aby zrobiła z włosami to co potrzeba, czyli wygładza zniszczone i suche końce, przez co łatwo się rozczesują, są miękkie i błyszczące. Ponieważ stosowałam BingoSpa na zmianę z Isaną, widzę, że Isana radzi sobie lepiej. Ciężko opisać te różnice, ale są wyczuwalne w dotyku. 

Oby dwa produkty nie obciążają włosów i nie przyspieszają przetłuszczania - ale przypominam, nie aplikuję ich na sam czubek głowy. Niestety cudów nie ma, nie sklei rozdwojonych końcówek  i bez nożyczek się nie obejdzie... Ale, ale tak jak już pisałam we włosowej aktualizacji, zamiast jedwabiu Biosilk - aplikuję jeden z wyżej wymienionych produktów, już po umyciu, spłukaniu na same końce. Nie spłukuję, tylko suszę włosy suszarką na dużą okrągłą szczotkę. 

Jeżeli miałabym powtórzyć zakup, ponownie stawiałabym na Isane.

Denko 1/2013

$
0
0
Myślałam, że w tym miesiącu poszło mi gorzej, a jest całkiem przyzwoicie:)
Na zielono zaznaczam produkty na które chętnie skuszę się w ponownie.
Do ciałka:
Dwa produkty myjące Yves Rocher, żel pod prysznic ziarno kakao 200 ml - zapach cudowny! Fajnie myje i nie podrażnia. Niestety opakowanie ma kiepskie, ciężkie do otwarcia/ zamknięcia, przez to 1/3 wylała mi się podczas porządków:/ Yves Rocher, perfumowany żel pod prysznic wanilia i cytryna 300 ml produkt świąteczny, limitowany, z tego co wiem to jeszcze co nieco można dorwać w sklepie internetowym. Niestety moim zdaniem jest mega nie wydajny, dużo  rzadszy od tego z ziarnem kakao. Zapach z opakowania mnie rozczarował, chociaż na ciele mojego ślubnego pachnie przepięknie i to on w używaniu tych produktów ma swój wkład. 
Suchy olejek do ciała The Body Shop - Chocomania recenzja TU.
Do włosów:
Recenzowany suchy szampon Frotte TUoraz maska do włosów BingoSpa - proteiny kaszmiru i kolagen TU. Nie wspomniałam jeszcze ani słowem o Green Pharmacy - Szampon do włosów normalnych i przetłuszczających się Nagietek Lekarski. W skrócie, bo zachwytów nie będzie: opakowanie/ niska cena/ zapach na +. Szampon po za normalizacją gruczołów łojowych skóry głowy, miał jeszcze sprawić, aby włosy były zdrowe, nawilżone, elastyczne i pełne blasku. Niestety... były szorstkie, poplątane i ciężkie w rozczesywaniu - to dla mnie jest nie do zniesienia.. Konieczność użycia dużej ilości odżywki/ maski. Zauważyłam, że przesusza moja włosy. Więcej do niego nie wrócę, bo znam lepsze szampony.
Do twarzy:
Podkład Clinique - superbalanced normal to oily, 01 petal recenzowany TU. Dodam tylko, że wystarczył mi na 4 miesiące codziennego stosowania, aplikowany pędzelkiem, może gdybym nakładała paluszkami wystarczył by na jeszcze dłużej. Niestety jest też zima i moja buzia zbladła o kilka tonów, między innymi też przez stosowanie kremu rozjaśniającego z kwasami. Stara Mydlarnia - naturalny eliksir jojoba & melissa, godny polecenia, pisałam już o nim TU. Auriga - Flavo-C serum 8% (3ml) - na razie zdradzę tylko tyle, bez zachwytów, moją skórę bardzo mocno przesuszyło:/ używam właśnie drugą taką małą buteleczkę, mam jeszcze 3, ale nie wiem czy ją w ogóle otworzę. Do mycia w styczniu używałam ANNAYAKE - mousse nettoyante, miniatura 15 ml. Dla mnie to zwykłe gęste mydełko w kremie, o takim własnie zapachu. Brak jakichkolwiek właściwości pielęgnacyjnych. Miałam chyba z douglas box'a. Nie zachęca do kupna pełnowymiarowego opakowania. O moje usta dbał sztyft Lovely - anti age, mam już nową sztukę, nie wiem jakim cudem nie napisałam jeszcze na jego temat ani słowa, nadrobię to na pewno...
Były też 3 twarzowe próbki, którymi ratowałam swoją przesuszoną buzię:
DLA kosmetyki - dar piękna, krem na noc z naparu jarzębiny o brzydkim zapaszku, coś mi przypomina, ale do końca nie wiem co. Gęsta konsystencja, trochę trudna do rozsmarowania. Jest to krem dla cer z pierwszymi oznakami starzenia, działanie po 2 zastosowaniach ciężko określić, ale nie zachwycił mnie na tyle, bym chciała go zakupić. Yves Rocher - seria bio, creme du reveil, dobrze nawilża, raczej do stosowania na noc - ponieważ nie wchłania się do końca, pozostawia lepką warstwę na twarzy, nawet po aplikacji podkładu, pudru cały czas go czułam:/ Yves Rocher - cure solutions, anti-agressions, serum bouclier,  leciutka konsystencja, szybko wchłania się w skórę i już po jednym zastosowaniu zniknęły suche skórki;) Próbka wystarczyła na dwa użycia. Rozważam zakup tego serum, jeżeli będzie w promocji. 

A jak u Was, przewaga zakupów czy pustych opakowań? 

Swatche - Lily Lolo, bardzo dużo zdjęć...

$
0
0
Jak obiecałam tak pokazuję. 
Zacznijmy od podkładów: w zestawie Ready, Set, Glow Light miałam odcienie Blondie, China Doll oraz Barely Buff. Próbki które sama wybrałam to: Porcelain oraz Warm Peach. Ułożyłam je na zdjęciu według mojego uznania od najjaśniejszego do najciemniejszego, zaczynając od lewej strony. 
Swatche na ręce, w różnym świetle. 
Jak widać nie różnią się od siebie mocno. Na stronie dystrybutora: Costasy jest mała ściąga "dobierz podkład", dzięki któremu łatwiej wybrać nam odcienie. 
Czas na prezentację na twarzy. Wiadomo, wykonywałam zdjęcia dzień po dniu, więc mogą się różnić naświetleniem.
Porcelain opisany jest jako neutralny blady i tak samo ja go uważam. Dla mojej cery jest za blady,  wyglądam w nim trochę jak córka młynarza, ale wiem, że są istoty jaśniejsze ode mnie.
Blondie należy do neutralny jasnych podkładów. Wpasowuje się idealnie do mojej karnacji i skłaniam się ku zakupie pełnowymiarowego opakowania. 
Drugim bardzo podobnym odcieniem jest China Doll (neutralny blady/jasny), który konkuruje w na mojej twarzy z Blondie.

Warm Peach (ciepły/jasny) też całkiem, całkiem, ale już zaczyna się odznaczać na mojej buzi.
Najciemniejszy z podkładów jakie posiadam, chociaż może być dobry dla mnie na lato jest Barely Buff (neutralny/jasny/ średnio-jasny). Tutaj już widoczne odznaczenie od szyi, bez bronzera ani rusz. 

Z dnia na dzień uczę się aplikacji podkładów i idzie mi coraz lepiej:) Potrafię już uzyskać całkiem ładne krycie. Używam pędzelka załączonego do zestawu.
Kolejne swatche: Bronzer South Beach - jedyny matowy bronzer w ofercie, ciężki kolor, mi przypomina odrobinę cegłę, można sobie nim zrobić krzywdę, gdy nałoży się za dużo. Jednak nakładając warstwowo i po dobrym roztarciu na skórze nie jest źle. Mnie osobiście nie przekonuje.
Puder Flawless Matte - matuje, ale nie bieli skóry, na swatchu musiałam go sporo nałożyć by był widoczny. Puder Flawless Silk - ma kolor, delikatną poświatę (był w zestawie), chociaż ja rozświetlających produktów nigdy nie lubiłam, ten wygląda całkiem przyjemnie. W momencie gdy nałożymy za dużo bronzera/różu, można nim nasycenie złagodzić. 
Róże, wybrałam dwie próbki. Jak prezentują się na twarzy mieliście okazję zobaczyć wyżej. 
Ooh La La na ręce prezentuje się mocniej niż Surfer Girl, lecz na moich policzkach efekt jest suptelniejszy. Jeżeli boicie się mocnych kolorów poleciłabym właśnie Ooh La La, a dla odważniejszych lubiących cukierkowy róż Surfer Girl :)
Ogólnie kosmetyki mineralne Lily Lolo przekonują mnie coraz bardziej, jeżeli macie wątpliwości co do koloru - polecam zestawy, któryś z odcieni na pewno podpasuje Waszej cerze. 
Mi pasują, aż dwa odcienie i przez dalsze stosowanie wybiorę, który chcę pełnowymiarowy.

78-79# Czyli makijaż dzienny zmieniony w wieczorowy;)

$
0
0
Niedziela ku mojemu zdziwieniu rozpoczęła się słonecznie. Dzięki temu udało mi się co nieco zmalować i uchwycić na zdjęciach. Miałam też więcej niż na co dzień czasu, kurs teoretyczny na prawo jazdy mam za sobą, zaczęłam jazdy, jak wszystko sprawnie przebiegnie w marcu zapiszę się na egz.
Do dziennego makijażu wykorzystałam: mineralny podkład Lily Lolo: blondie, Benefit: bronzer Hoola, TBS - róż 02. Oraz paletę cieni: 5 ombres lumeres YSL - midnight garden. 
Po kolei: baza pod cienie ArtDeco, całą powiekę górną i dolną pomalowałam najjaśniejszym fioletowym cieniem z palety YSL. Załamanie powieki zaznaczyłam środkowym cieniem, iskrzącym się na niebiesko. Kącik zewnętrzny ciemnym fioletem (po przekątnej do jasnego), oraz tym samym cieniem roztarłam namalowaną kredką SS -Avonu kreseczkę. Rzęsy wytuszowałam ulubionym YR -sexy pulp. Linia wodna pokryta Inglot - soft precision eyeliner 31, tej samej kredki użyłam też pod łuki brwiowe i roztarłam. Brwi zaznaczyłam cieniem Inglot 569, oraz utrwaliłam żelem Catrice (seria limitowana). Usta - błyszczyk UD - Naked (miniatura dołączona do UD - Naked 2). 

A co wieczorem? możemy szybko przemalować to co na oczach już mamy. Kąciki zewnętrzne zaznaczyłam aż do załamania powieki kredką Avon - SS, a następnie powtórzyłam manewr z cieniem YSL.
Dodałam jeszcze kreskę wykonaną lainerem Essence - 03 berlin rocks. Usta wypełniłam konturówką Essence - nude coral + błyszczykiem tym samym co w ciągu dnia. Buzię przypudrowałam odrobiną meteorytków - Guerlain 02 teint beige, poprawiłam róż i już;)
Więc jeżeli w ostatnie dni karnawału pracujecie do późna, a wieczorkiem planujecie imprezę - z makijażem też zdążycie:) 

Mani: AllePaznokcie 031H

$
0
0
Dla tych co zaglądają do mnie codziennie - serdecznie pozdrawiam -  nie mogę się opuszczać i na szczęście miałam co nieco w zapasie do pokazania:)

Skuszona licznymi postami na innych blogach o lakierach holograficznych (chociaż nie do końca jestem pewna czy ten lakier do holo się zalicza), też zakupiłam jedną sztukę w sklepie AllePaznokcie. 
W buteleczce wygląda na klasyczne srebro, jednak drobiny w nim zawarte są jak kameleon. W momencie w którym ubieram się w beżach/ brązach - przybiera ciepły odcień. 
Ma rzadką konsystencję, przez co 2 warstwy nie kryją tak dobrze jak bym chciała.
Przy 3 warstwie krycie jest już lepsze, chociaż i tak widać wolny brzeg paznokcia. Jest to jasny kolor więc, nie rzuca się tak mocno w oczy, jakby to mogło być przy np. ciemnym granacie.
Całe szczęście lakier nazwany jest szybkoschnącym - tak, też się zachowuje, więc mimo 3 warstw mogę szybko powrócić do innych obowiązków. Tworzy na paznokciach gładką, błyszczącą warstwę niby żelową. Lakier ten mnie urzekł swoim kolorem/holograficzną naturą, a jego trwałość wynosi spokojnie 4 dni, nawet dłużej nosiłam bo odprysków i startych końcówek przy tak jasnym kolorze nie było widać:)
Podobają Wam się tego typu lakiery?

Recenzja: Ziaja - Reduktor cellulitu/ serum drenujące...

$
0
0
Z serii Rebuild, odnowa skóry.

O tym jak upierdliwy jest cellulit wie każda kobitka, która go doświadczy. Chciałabym, aby redukcja cellulitu była tak łatwa jak obranie pomarańcza... Nie ma co dużo gadać, trzeba działać. A skoro i tak czymś ciało smarujemy to czemu by nie dodatkowo skupić się na istniejącym problemie? Wybór jest ogromny, aż się człowiek gubi - trafiło na produkt od naszej rodzimej Ziaji. 

Pojemność/ koszt/ dostępność:
150 ml kosztuje 17,58 zł w sklepie firmowym, których jest coraz więcej w całej Polsce, może być droższy w osiedlowych drogeriach.

Opakowanie z czarnego grubego plastiku, z zamknięciem na "klik". Dobrze się otwiera i zamyka, nie połamiemy paznokci, ani nie wyleje nam się produkt. Niestety buteleczka jest tak skonstruowana, że nie wydostaniemy wszystkiego bez problemów:/ najlepiej rozciąć nożem.

Zapach/ konsystencja:
Zapach jest taki sam jak innych produktów z serii rebuild, ciężki do opisania, może anyż? mi nie odpowiada, ale już go zniosę. Doczytałam na opakowaniu: Zawiera harmonijne połączenie kwiatowo-orientalnej kompozycji kumquatu, kwiatów Davana, drzewa Massoina i cynamonu z dzikością anyżu. Konsystencja jest dosyć lekka jak to na serum przystało. Łatwo się rozprowadza i bardzo szybko się wchłania, dzięki czemu możemy stosować go rano i wieczorem. Osoby z suchą skórą mogą potrzebować dodatkowego nawilżenia.

Wydajność:
Przy stosowaniu 2x dziennie wystarcza na ok. miesiąc.

Aqua (Water), Glycerin, Carnitine, Caffeine, Ananas Sativus Extract, Coenzyme A, Cetearyl Ethylhexanoate, Propylene Glycol, Fucus Vesiculosus Extract, Hedera Helix Leaf Extract, Citrus Aurantium Amara (bitter orange) Peel Extract, Rosmarinus Officinalis Leaf Extract, Dimethicone, Elaeis Guinessis (palm) Oil, Hydrogenated Coco-Glycerides, Paraffinum Liquidum (Mineral Oil), Sodium Acrylate/Sodium Acryloyldimethyl Taurate Copolymer, Isohexadecane, Polysorbate 80, Cetearyl Alcohol, PEG-20 Stearate, Coco-Glucoside, Caprylyl Glycol, Alcohol, Glaucine, Sodium Polyacrylate, Sodium Benzoate, 2-Bromo-2-Nitropropane-1,3-Diol, Parfum (Fragrance), Limonene, Linalool, Butylphenyl Methylpropional, Alpha-Isomethyl lonone.

Obietnice producenta:
- poprawia drenaż wody w głębszych warstwach skóry
- wyraźnie zmniejsza retencję wody
- przyspiesza spalanie substancji lipidowych
- redukuje grubość tkanki tłuszczowej
- wyraźnie zmniejsza cellulit i modeluje kształt sylwetki

Moja ocena efektów:
Od razu mówię, nie oczekiwałam wielkiego efektu wow, bo to tylko kosmetyk, jednak obietnice o drenażu działały mocno na moją podświadomość. Kosmetyk zakupiłam na początku stycznia i stosowałam systematycznie, o dziwo 2 razy dziennie (nie tak jak zawsze tylko wieczorem) przez lekką, szybko wchłanialną konsystencję. Cellulitu nie zredukował, jak był tak został, jedyny zauważalny efekt - nie puchły mi już nogi;) Mogłabym stosować go dalej, aby dać mu szansę - gdyby nie przykry fakt - spowodował u mnie wyprysk kontaktowy (nie pokażę Wam na zdjęciach tego paskudztwa, ale jak poszukacie w internecie to zrozumiecie jak to wygląda). Powoli po zastosowaniu maści od dermatologa problem znika. 

Jak więc zlikwidować/ zminimalizować cellulit?
Część z Was wie, że od 28ego stycznia jestem na diecie z portalem www.vitalia.pl. Dlatego też mam trochę mniej czasu na pisanie, bo więcej czasu poświęcam na przygotowanie dwóch różnych posiłków dla siebie i ślubnego. Nie zawsze jadam smacznie, buraczki na kolację - ostro dały mi w kość, chociaż wierzę w ich dobroczynne właściwości. W mojej diecie jest bardzo dużo warzyw i owoców. Produkty z pełnego ziarna: mussli, kasze, brązowy ryż. Z przetworów mlecznych: kefiry, maślanki, twarogi. Niewielkie ilości mięsa. Przez te 10 dni - zrzuciłam już 2,5 kg. Część to na pewno woda, która mi zalegała. Efekty widoczne gołym okiem - zmniejszenie cellulitu, skóra gładka w dotyku. Na razie ćwiczeń nie wykonuję, po za graniem na play station 3 - move, sport champions 1(siatkówka) i 2(tenis, narty, boks). Trzymajcie za mnie kciuki, bo będę walczyć dalej:)
EDIT: Prowadzę drugiego bloga o diecie/ moich zmaganiach, jednak pisanie na dwóch równocześnie jest dosyć problematyczne:/ Czy nie macie nic przeciwko, by tutaj umieszczać takie moje 1-2 tygodniowe podsumowania diety/ ćwiczeń?

Jakie produkty kosmetyczne wspierające dietę, ćwiczenia polecacie?

Mani: pod wpływem bloggerek...

$
0
0
Tak, najlepiej było by zwalić wszystko na Was, ale sama sobie jestem winna.

Golden Rose - Jally Jewels104 podobają mi się u kogoś, na moich paznokciach tak mi dziwno. Pomalowałam zatem 4/10. 

Podczas malowania rozmawiam z moją O.:
ja: Na wszystkich to za dużo..
O: Jakbyś miała na wszystkich to bym z Tobą nie wyszła
ja: Tak, do kina, ale usiądź 5 rzędów dalej, a jak film się skończy to podyskutujemy o nim na fb.
O: Nie, po wyjściu możesz ubrać rękawiczki
ja: Ale ja mam rękawiczki bez palców...
O: Takie z palcami!

Na resztę paluszków nałożyłam dwie warstwy Flormar pretty nr p15. Dalej coś mi nie grało, postanowiłam nałożyć cieniutką warstwę Flormar pretty nr p14. A już całe mani pokryłam Topem, Quick Dry Golden Rose. Nie ma szans, siedziałam, dwie, trzy minuty i nie wyschło wcale szybciej... Do tego mi smużył:/ 

Krótka przygoda z tym mani, niecałe 1,5 dnia. Lakier Golden Rose Jolly Jewels - odprysnął już delikatnie pierwszego dnia, a po myciu włosów to już w ogóle.... Na dodatek ten lakier mocno pogrubia/ poszerza płytkę, nie wskazane dla króciutkich płytek. Ma też chropowatą powierzchnię, nawet po pokryciu top'em. Zmywanie to też koszmar, brokat był wszędzie... 

Wiem, że jedni kochają inni nienawidzą, a jakie jest Wasze zdanie?

80-83# Dzienne dla zabieganych...

$
0
0
Na początku roku w głębi duszy obiecałam sobie, że makijaży będzie więcej i to różnorodnych, jednak życie lubi zaskakiwać. Czasu mam nie wiele, więc najczęściej chodzę w prostym, szybkim dziennym makijażu. Ale obiecuję, że się poprawię, gdy tylko nadejdzie taka możliwość.

Pokażę Wam makijaże oczu, królujące w ostatnim czasie, (makijaż całej twarzy, można było zaobserwować przy prezentacji podkładów Lily Lolo), w opisywaniu skupię się głównie na kolorówce do oczu, jaką wykorzystałam.
80#
Wszystkie cienie w tym makijażu pochodzą z palety 5 cieni: Esste Lauder - 12 Velvet Orchids.
 Całą powiekę pokryłam matowym chłodnym brązem, kącik zewnętrzny przy linii rzęs kredka Avon - SS black, roztarta ciemnym matowym fioletem + mocniej zaakcentowany zew. kącik oka. Od wewnątrz 2/3 powieki pokryłam najjaśniejszym fioletowym cieniem o satynowym wykończeniu.

81#
Pamiętam, że ten fiolecik wpadł Wam w oko.
W całości wykonany YvesSaiutLaurent - ombres 5 lumieres (midnight garden).:
Cała powieka najjaśniejszym fioletem, górna kreska kredką Avon - SS black, roztarta śliwkowym fioletem, dolna powieka średnim fioletem z palety, a kącik wewnętrzny zaakcentowany rozświetlającym błękitnym cieniem.
Właśnie za możliwość wykonania całego makijażu jedną paletą cieni uwielbiam gotowe zestawy:)


82#
Cała górna powieka pokryta najjaśniejszym fioletem od EL - 12 velvet orchids, następnie kącik wewnętrzny i dolna powieka połyskującym białym, kącik zewnętrzny kreska Avon - SS black + ciemny matowy fiolet.
83#
Górna powieka cień do powiek: Urban Decay - Naked 2: foxy, kreska na lini górnej Avon - SS black, poprawiona i roztarta czarnym matem Urban -Decay Naked 2: blackout (odrobina tego cienia również na dolnej powiece). Całą powiekę górną wraz załamaniem rozświetliłam satynowym cieniem Urban Decay - Naked 2: bootycall.
Z tego co pamiętam dwa pierwsze zdjęcia z użyciem podkładów mineralny Lily Lolo, dwa kolejne BB krem od Clinique. Jak widać dalej króluje kredka (gel eyeliner) Avon - SuperShock black i ułatwia mi codzienne, szybkie makijaże. A ja dzięki temu nie muszę rezygnować z podkreślenia spojrzenia i nie wyglądam na zmęczoną. 

A jak wygląda Wasz dzienny makijaż? Podkreślacie oczy, a może stawiacie na mocne usta?

84# Krok po kroku: makijaż powiększający oko...

$
0
0
Uff uporałam się łapiąc wczorajsze promienie słońca, stworzyłam tutorial. Makijaż ten jest też odpowiedni dla właścicielek opadającej powieki. Można go wykonać w dowolnej palecie kolorystycznej - najlepiej takiej, którą lubicie najbardziej:) 
Od razu zdradzę efekt końcowy całej mojej metamorfozy:
Jesteście gotowe? To zaczynamy:
Ponieważ moja cera nie jest bez skazy zatuszowałam co mnie "boli" komuflarzem (nie udało mi się zakryć świeżych blizn po strupkach na policzkach:/ muszę poczekać, aż do końca się wygoi) - wy w tym celu możecie użyć po prostu korektora. Ponieważ podkład mineralny daje mi matowe wykończenie, nie przypudrowałam dodatkowo twarzy, przy płynnych podkładach zapewne wystąpi taka konieczność.
Przy makijażu oczu, jak się okazało, zmieściłam się znowu w 9 krokach:) Aby powiększyć oko, już kreską przy linii rzęs wychodzimy po za zewnętrzny kontur. Natomiast podniesiemy/ schowamy opadającą powieką ciemniejszym cieniem (w tym makijażu również czarnym cieniem). Sprawdźcie najpierw przy otwartym oku - gdzie dokładnie jest załamanie ruchomej powieki, bo przy zamkniętym często gubimy ten punkt i możemy zrobić sobie efekt klauna, wyjeżdżając cieniem aż pod same brwi...
Ponieważ wyszło trochę graficznie, czarne kontury złagodziłam różowym połyskującym cieniem. W efekcie wygląda prawie granatowo.
Możecie, chociaż to nie konieczne zrobić kreskę lainerem:) Wybaczcie mi niewyregulowane brwi, ale wolałam czas pięknej pogody przeznaczyć na makijaż krok po kroku. Następnym razem się poprawię! Zabrakło w opisie: wewnętrzny kącik zaznaczyłam cieniem Kryolan - Viva: raspberry.
Po makijażu oka, przechodzę do "dopieszczenia" twarzy.
Oraz ust: konturówką korygując dysproporcję górnej wargi w stosunku do dolnej.
Na zakończenie, makijaż w pełnej krasie:

Podoba się? 
Jeżeli pokusicie się na powtórkę makijażu przedstawionego krok po kroku, z chęcią zobaczę Wasze efekty!

Recenzja: MarionSpa - Inteligentne płatki kolagenowe.

$
0
0
Padłam ofiarą zakupoholizmu, czasami dam się naciągnąć na takie głupoty jak Inteligentne płatki kolagenowe pod oczy. O ile w ogóle płatki mogą być inteligentne?
Owa 30 minutowa Spa przyjemność kosztuje 5,90zł.

Co ma robić/ Według producenta ma potrójne działanie:
głębokie nawilżenie, poprawę sprężystości i elastyczności wokół oczu.
Jednocześnie chroni skórę przed niekorzystnym działaniem czynników zewnętrznych. Czuła formuła na zmianę temperatury ciała, składniki lepiej wnikają do głębszych warstw naskórka. Kolagen morski utrzymuje właściwy stopień wilgotności, wygładza zmarszczki oraz nadaje skórze odpowiednią sprężystość i napięcie.
Nie powodują podrażnień i nadają się do każdej cery.

Jak takie cuda techniki stosować to wie chyba każdy, zmywamy makijaż, oczyszczamy powierzchnię pod okiem, otwieramy, ściągamy folię ochronną, aplikujemy pod oczka. Po 30min ściągamy, nie zmywamy resztek żelu, tylko wcieramy w okolicę oczu. Nie wykorzystujemy kilkakrotnie. 

Skład:
Aqua, glycerin, hydrolyzed collagen, aloe vera extract, ceratonia siliqua gum, chondrus crispus (carrageenan), sodium hyaluronate, lavandula angustifolia (lavender) oil, dipotassium glycyrrhizate, potassium hydroxide, polysorbate 80, disodium edta, phenoxythanol, benzoic acid.

Moja opinia:
Zacznę od tego, że w te wszystkie obietnice o przenikaniu w głębsze warstwy naskórka średnio wierzę, praktycznie wcale. Czemu więc kupiłam i użyłam? Ponieważ mimo stosowania kremów pod oczy, potrzebowałam dodatkowego nawilżenia, oraz ulgi dla skóry wokół oczu, do tego pojedyncze zmarszczki mimiczne dają we znaki. Oczywiste jest to, że snu mi nie zastąpi jakiś tam płatek, więc gdy mam możliwość śpię ile mogę;)

Sposób aplikacji jest dziecinnie prosty, chociaż jest spory, dobrze przylega do skóry, nie wbija się w kąciki oka, ja aplikuję możliwie jak najbliżej dolnej linii rzęs. Płatek jest chłodny, dosyć mocno nasączony, ale z czasem substancje wchłaniają się. Po nałożeniu płatków można wrócić do innych czynności relaksujących, np. oglądania odmóżdżającego filmu w tv. Jakie mam odczucie co do efektów? hmm mieszane, mocno mieszane, natychmiastowa ulga owszem! ale co do nawilżenia, elastyczności i sprężystości nie zaobserwowałam. Na dodatek konieczne było zastosowanie kremu pod oczy, skóra był sucha.
odgniotła mi się struktura płatka:/
Czy kupię ponownie? raczej nie... już prędzej zaaplikuję sobie na te kilka minut surowego ogórka;)

-----------------
Czasu mam okropnie mało by nawet do Was zaglądać:( do tego literka A w klawiaturze nawala, przez co pisanie się wydłuża:/ 

Jutro post z tygodniowej relacji mojej diety. 

Nie wytrzymałam też i pofarbowałam włosy szamponem koloryzującym do 24 myć - efekty wkrótce, jutro umówiona i wyczekiwana wizyta u fryzjera na strzyżenie.

Pamiętnik odchudzania, tydz. 3.

$
0
0
Teraz cyklicznie na tym blogu, posty czwartkowe będą o diecie/ćwiczeniach itd. 
Dlaczego czwartek? Mianowicie jest to czas w którym dokonuję pomiarów: waga, obwody. Krótkie notatki w brudnopisie będę pisać na bieżąco - by było widać moje nastroje, nastawienie i emocje jakie temu towarzyszą - jednak opublikuję wszystko jednego dnia tygodnia, aby nie odbiegać od głównego tematu bloga. Więc jeżeli, kogoś temat kompletnie nie interesuje, będzie wiedział, by do mnie w czwartek nie zaglądać.

Czwartek trzeciego tygodnia okazał się być świętem - tłustym czwartkiem! 
Nie poddałam się, walczyłam ze sobą dzielnie, nie zjadłam pączka/faworka ani innego substytutu słodkości... 
Dlaczego? Dużo dziewczyn rozpisywało się ile to ma kcal, o spadku cukru i innych zachodzących procesach w naszym organizmie. Powielać treści nie zamierzam... 
U mnie powód jest prostszy - taka ze mnie istota, że jak już zaczynam oszukiwać na diecie, dodawać coś czego nie powinnam, zawalam ją na całej linii. Wierzcie mi byłam wiele razy na diecie i za każdym razem efekty osiągałam, ale nigdy nie do końca takie jakie sobie założyłam. Teraz już wiem co było powodem "klęski" - otóż małe oszustwa/ odstępstwa, które rozbijają mnie całkowicie. Nigdy nie dałam z siebie 100% - tyle ile powinnam wysiłku włożyć, by cel osiągnąć. 
Teraz moje myślenie się zmienia - i zamierzam cel osiągnąć, chociaż będzie ciężko, a droga jest długa (według założeń dietetyka do ok. 8 kwietnia). 
Nadwagi nie mam, masa mojego ciała według wskaźnika BMI jest prawidłowa, jednak nie ma się co oszukiwać, ciało nie wygląda jak kiedyś, tu zaokrąglony brzuszek, pełne biodra i piersi, ale również w innych okolicach odkłada się tkanka tłuszczowa. Taki stan rzeczy doprowadza mnie do tego, iż nie ubiorę wszystkiego na co mam ochotę: dopasowanej koszulki - bo jak usiądę to brzuch nieapetycznie wystaje, lekkiej sukienki - bo odbija się na niej cellulit, bluzki z dekoltem bo odnoszę wrażenie, że mój biust się wylewa... 

Wybaczcie ten dosyć przydługi wstęp. (sama nie wierzyłam, że tyle napiszę, ale pozwoli Wam, mnie lepiej zrozumieć i uprzedzić komentarze: "po co Ty się odchudzasz, dobrze wyglądasz" - tak w ubraniach jestem niezła laska,bo umiem ukryć to co chcę, ale w bikini jest już gorzej, a przecież w tym wieku nie ma co latem chodzić w habicie).Ok, walczę! i się nie poddam!

Piątek - był pracowity, zmęczenie mnie dopadło. Wieczorem jak to w piątek na ogól spotykamy się ze znajomymi. Znany scenariusz: piwko, coś niezdrowego do jedzenia, kanapa.  Nic z tych rzeczy! Piwa, innych trunków też nie było... chociaż chodziła mi po głowie myśl, a może lampeczkę wina? Jednak się nie zdecydowałam. Chipsy mieli, nie zjadłam! nawet mnie nie kusiły! Chociaż byłam zmęczona energia wróciła podczas rozgrywek na PS3 - sports champions 2. W pięć osób, na zmianę graliśmy dobre 3h. Mięśnie pracują, nawet te, których na co dzień nie używam, a ich nazwy znam jedynie z zajęć anatomii jakie miałam na studiach. To już nasz 3, a może 4 weekend spędzony w taki aktywny sposób;)

Sobota - Zakwasów nie ma, ostatnie "treningi" już trochę mnie uodporniły. Nie ukrywam - w zeszłym tyg. miałam problem zapiąć biustonosz od tego wysiłku... Sobota i niedziela - to czas w którym goszczę się na obiadku u rodziców. Przez ponad dwa lata mieszkania na swoim, nie pamiętam stania przy garach w te dni. Tym razem jest inaczej, przygotuję nasze dietetyczne obiadki w domu. Kolega póki co się śmieje, z naszego jadłospisu, ważenia każdej porcji, ale sam zdecydował się i za tydzień zaczyna. Zdrowy styl życia zaraża ! Już zauważyłam, że ubrania kupowane w okolicy świąt BN są luźniejsze:)

Niedziela - trzymam się dzielnie, zaliczona bez słodkiego podwieczorku u rodziców - jak to było w zwyczaju:) Zauważam kolejne swoje błędy jakie robiłam na co dzień, siedzenie do nocy (1-2) sprzyjały częstemu podjadaniu zaraz przed snem i to bardzo kalorycznych przekąsek.

Poniedziałek - jest ok!

Wtorek - brak czasu spowodował, że nie zjadłam 2 śniadania, a obiad dopiero o 21 + cząstkę kolacji.... Nie dobrze jadać tak nieregularnie, rozbija to człowieka całkowicie. Spać znowu poszłam bardzooo późno..

Środa - muszę przygotować listy zakupów spożywczych na kolejne kilka dni, bywa czasochłonne jednak w takiej sytuacji jemy tylko to co dozwolone i nic się nie marnuje:)

Czwartek - ważenie i mierzenie:
moje 163 cm wzrostu bez zmian, łącznie od początku dietki ubyło mi 21 cm w obwodach;) Na zdjęcia musicie poczekać. Biodra mierzone na wysokości górnej krawędzi majteczek, bo w najszerszym miejscu to ja mam ze 98 cm - taki murzyński tyłek:p
Już po 0:00 zjedliśmy Walentynkową gorzką czekoladkę, mojej roboty:) Miał być obiad w Mexikanie, ale my jesteśmy nie ogarnięci i na dziś już wszystko zajęte.... Idziemy na romantyczną pizzę do znajomych (kolega sam robi pizzę), zjem malusi kawałeczek wegetariańskiej... 

Miłego świętowania!

Recenzja: Stara Mydlarnia - Olejowy peeling do ciała: Guarana & Guava

$
0
0
Peelingi do ciała uwielbiam i wykonuję regularnie. Więc pod wpływem chwili pod koniec września kupiłam Oil Body Peeling ze Starej Mydlarni. Miałam jeszcze wtedy inny na zbyciu, więc ten czekał grzecznie w kolejce na używanie, ok. grudnia otworzyłam ten peeling i męczę go do teraz. Omijam wszelkie recenzje peelingów, by mnie nie kusiło nic, zanim tego nie skończę. 
Dostępność/ pojemność/ cena:
Peeling można zakupić w sklepie internetowym tu: 300 ml - 32 zł, lub 500 ml - 39 zł, również w sklepach stacjonarnych w większych miastach. Mi na targach kosmetycznych udało się zakupić 300 ml w cenie ok. 15 zł.

Od producenta:
Peeling olejowy z masłem shea GUARANA & GUAVA

Peeling olejowy z masłem shea to doskonały sposób pielęgnacji suchej, szorstkiej i zniszczonej skóry, także stóp, łokci i kolan. Dobrze oczyszcza, skutecznie wygładza naskórek i usuwa martwe komórki, nie powodując podrażnień. Dodatek ekstraktu z guarany pobudza mikrokrążenie i poprawia napięcie skóry. Wspomaga dotlenienie i poprawia mikrocyrkulację, dzięki czemu skóra odzyskuje miękkość, optymalny poziom nawilżenia i zdrowy koloryt. Doskonale przygotowuje ją do dalszej pielęgnacji, zwiększając wnikanie substancji aktywnych zawartych w kosmetykach.

Skład (Inci): Sodium chloride, Salt from Dead Sea, Petrciatum, Parafinum Liquidum, Perfume, Shea Butter, Brassic Campestris Oleifera Oil (and) Schinus Terebinthifolius Extract (ekstrakt z czerwonego pieprzu), Glycine Soja (soyabean) oil (and) rnica Montana Flower Extract (ekstrakt z arniki górskiej) (and) Tocopherol (wit. E), Avocado Oil, Propylene Glycol (and) Aqua (and) Paullinia Cupana Fruit Extract (extract z quarany) (and) Phenyxyethanol (and) Methylparaben (and) Butylpharaben (and) Ethylpraben (and) Isobutylparaben (and) Propylparaben, Butylphenyl Methylpropional, Hydroxyisohexyl 3-Cyclohexene Crboxaldehyde, Geraniol, Alpha-Isomethyl lonone, Cl 26100.


Moja opinia:
Peeling zamknięty jest w plastikowym słoiczku z aluminiową pokrywką, wygląda schludnie, naklejka nie odklej się podczas stosowania i są zawarte na niej wszystkie potrzebne informacje. Jedyne czego brakuje w opakowaniu to zabezpieczenia pod pokrywką, przed paluchami innych osób. Dzięki takiemu słoiczkowi wyciągniemy wszystko do ostatniej "kropli". Konsystencja: zbita, gruba sól zanurzony w olejku,nie przecieka przez palce. Peeling ma bardzo przyjemny, delikatny i nie drażniący zapach, który niestety dosyć szybko się ulatnia ze skóry ciała. Przeważnie peelinguję suchą skórę, miejsce po miejscu a dopiero później spłukuję i przystępuję do kontynuacji kąpieli. Olejowy peeling jest dosyć mocnym drapakiem, podczas masowania widoczna jest poprawa krążenia, zdrowo się można zarumienić. Jednak czuję niedosyt.... po zmyciu pozostaje mocno tłusta warstwa (również na wannie/prysznicu), której nawet żelem pod prysznic nie da się zmyć... więc brakuje mi tego odświeżenia i uczucia usunięcia martwego naskórka. A tym bardziej wchłaniania przez skórę substancji aktywnych z balsamów. Skóry nie trzeba później balsamować, mnie nieco irytuje i zniechęca do dalszego stosowania. Nie jestem pewna czy to zasługa olejów w składzie, czy parafiny, która występuje bardzo wysoko:/ 
To już chyba wszystko co mam do powiedzenia, wydajny owszem - bo rzadko stosuję.... 

Podsumowując: osobiście nie kupię ponownie, ponieważ teraz już jestem pewna, że nie lubię tłustych warstw olejowych na skórze po zastosowaniu peelingu. Budzi we mnie bardzo mieszane uczucia, skóra jest wygładzona, natłuszczona, ale nie czuję oczyszczenia. Skłaniam się coraz bardziej do szczotki peelingującej czy rękawicy.

awaria...

$
0
0
neta nawaliła, nie wiem kiedy będę miałam internet, by pisać na blogu:/

Efekty: Palette - szampon koloryzujący do 24 myć...

$
0
0
Odkąd przeszłam dekoloryzację (na lewym pasku bocznym bloga odnajdziecie link - chyba najczęściej czytany post na tym blogu od dawien dawna) przekonałam się, iż w drogeryjnych farbach próżno szukać dla mnie ideału. Jasne blondy i te naturalne bywają za jasne, natomiast średnie wychodzą u mnie jak czekolada. Od tamtej pory mieszam jasny ze średnim i wychodzi to rewelacyjnie. Po za tym i tak przy mojej długości/objętości potrzebuję 2 opakowań farby.
Tym razem nie mogąc znieść już swojego mega dużego odrostu, całą sytuację podkręciła kuzynka, której włosy farbowałam, wybrałam szampony koloryzujące z oferty palette 308 - złoty blond oraz 321 - średni blond. Dużo taniej niż w przypadku L'oreala, którym farbowałam poprzednio, łącznie za dwie zapłaciłam ok. 24 zł. Do tego nie jest to trwała farba, ale szampon koloryzujący do 24 myć, w co chcę mocno wierzyć. Dobra nie istotne.... 

Udało mi się uzyskać idealny odcień, przyciemnić nieco włosy farbowane wcześniej do mojego naturalnego odrostu, kolor pochwaliła nawet fryzjerka. Chciałam pokazać efekty porównawcze z włosami przed, ale dużej różnicy nie widać na zdjęciach, musicie wierzyć na słowo.
Włosy zaraz po farbowaniu:
A teraz po wizycie u fryzjera (strzyżenie): 
Postawiłam na krótsze boki okalające twarz, długą grzywkę na ukos i cieniowanie, tak, aby ładniej się układały, miały więcej objętości na górze. Zostałam przy dłuższych włosach na życzenie ślubnego (bo przeważnie pytając go o zdanie długie czy krótkie odp. obojętnie, tym razem stwierdził, że podobają mu się takie jak teraz czyli dłuższe... niech ma, niech się cieszy...). Szczerze ta fryzura ogromnie przypomina mi włosy jakie nosiłam kończąc liceum - w tym czasie poznałam też mojego małżonka. Hehehe brakuje tylko tej wymarzonej figury z tamtych czasów...
Jestem zadowolona, co do trwałości koloru wypowiem się później:)

85# Krok po kroku: Makijaż na randkę...

$
0
0
Wykonałam go jeszcze przed Walentynkami, ale niestety nie miałam czasu na kadrowanie zdjęć. Myślę, że postów o święcie zakochanych  było od groma.... A ja mimo to opublikuję makijaż - z przeznaczeniem na randkę, bo przecież na walentynkach miłość się nie kończy...
Mój mężczyzna twierdzi, że woli mnie bez makijażu i nie wstydzę się przy nim pokazać swoją prawdziwą twarz, jednak, gdy się gdzieś wychodzimy, a ja się umaluję nie stroni od komplementów.
Nie o to chodzi by się przemalować i zrobić z siebie inną osobę, ale podkreślić atuty i od czasu do czasu dodać odrobinę tajemniczości spojrzeniu...
Biały cień doda świeżości naszemu spojrzeniu, natomiast cień suspect (beżo-brąz o satynowym wykończeniu - bardzo ciężko do opisania) podniesie optycznie opadającą powiekę.
Złoto - zarówno w makijażu i biżuterii jest doskonałą ozdobą. Brąz przy linii rzęs doda nam kociego, drapieżnego i wyraźnego wyglądu.
O konieczności podkreślania brwi (i jak to się robi) wypowiadałam się nie raz.  A wspomnianej wcześniej tajemniczości dodaje czarna kredka na linii wodnej.
Pamiętajcie by wszystkie kroki robić na zmianę prawe - lewe oko, aby wszystko wyszło równo i nie pominąć żadnego elementu.
Co na twarzy? 
Na usta polecam coś lekkiego, pielęgnującego i podkreślającego naturalny kolor ust - przecież to idealny czas na pocałunki - a męskie grono nie przepada za szminkami...
Miłego randkowania - nawet dla tych zamężnych:)

Recenzja: Auriga: Flavo-C serum & krem nawilżający...

$
0
0
Dzisiaj czas na podsumowanie duetu, który zakupiłam przed świętami BN w promocyjnej cenie: 59,99 zł, w aptece Superpharm. Zestaw zawierał pełnowymiarowy 30 ml krem nawilżający Flavo-C oraz 3x3 ml serum Flavo-C. Nie ukrywam, że na zakup miał ogromny wpływ pozytywnych opinii w blogosferze, youtube itd. i pokładałam w tych kosmetykach spore nadzieje.
Dla przypomnienia charakterystyka mojej cery:
W jednym słowie mieszana. Z przetłuszczającą się strefą T, nad którą udało się nieco zapanować przy stosowaniu hydrolatów (oczarowy, z czarnej porzeczki). Kapryśna - z wypryskami, trądzikiem - zwalczyłam kremem (BU - rozjaśniający azelo/bha), jednak przy zmianach kosmetyków lubi mnie wysypywać. Rozszerzone pory, naczynka przy płatkach nosa. 
Drobne mimiczne zmarszczki w okół oczu - jedna pozioma na czole oraz czasami przy marszczycielu brwi - to im właśnie zamierzam wytoczyć walkę! Wiek pod koniec tego roku osiągnę 25 lat. Dodam, że nie nadużywam słońca- nie opalam się, stosuję filtry UV, nie palę papierochów... Jedno co mogę sobie zarzucić mało piję wody i późno chodzę spać.
Inci; Aqua, Ginko biloba, Ascorbic acid, Butylene Glycol, Polysorbate 20, Polysorbate 80, Imidazolidinyl Urea.
Zacznijmy od serum Flavo-C 8%.
Producent obiecuje:
- spektakularnie rozświetla skórę
- wygładza i spłyca zmarszczki
- chroni skórę przed działaniem wolnych rodników

Zawiera 8% witaminę C oraz izoflawonoidy z Ginkgo biloba. Produkt polecany do pielęgnacji skóry  już ok. 25-go roku życia, zwłaszcza dla osób palących, nadużywających słońc, pracujących w zamkniętych, klimatyzowanych pomieszczeniach.
Stosować: 1 lub 2 x dziennie na oczyszczoną i osuszoną skórę twarzy, szyi, dekoltu. Nanieść klika kropel i delikatnie masować aż do wchłonięcia. Po kilku minutach można zastosować Flavo-C Krem nawilżający.

Moja opinia:
Miniatury 3 ml serum wystarczają na ok. 2 tyg. stosowania z różną częstotliwością, czasami stosowałam 1 raz czasami 2 razy dziennie. Uważam, że są bardzo wydajne i wygodne w stosowaniu przez "pipetkę" nabieramy odpowiednią ilość, w miarę potrzeby dokładamy. Serum stosowałam dosyć obficie, nie żałując sobie, bo przecież chciałam zobaczyć efekty:) Przyjemnie szybko się wchłania, nie pozostawia lepkiej ani tłustej warstwy, dzięki czemu chętnie stosowałam pod makijaż. Po zastosowaniu i wchłonięciu odczuwałam napięcie i ściągnie skóry, czasami przyjemne czasami nie. Przedłużało trwałość makijażu, nie przyśpieszało błyszczenia. Nie powstawały mi żadne nowe wypryski na twarzy co działa na duży + tego serum.
Zużyłam 2 buteleczki jestem w trakcie 3, ale coraz rzadziej po nią sięgam. Co do obietnic producenta - buzia rzeczywiście jest rozświetlona, wierzę też w obronę przeciw wolnym rodnikom, ponieważ wit. C jest dobrym antyoksydantem. Czy spłyca i wygładza zmarszczki? W moim przypadku nie! Serum nie zlikwidowało istniejących już zmian. Na dodatek dosyć mocno wysuszało skórę, przez co walczyłam z suchymi skórkami na czole, nosie, brodzie (mojej dotychczas strefie T). 
Inci: Aqua, Caprylic/Capric Triglyceride, Paraffinum Liquidum, Alkohol, Isostearyl Isostearte, Biosaccharide Gum-1, Glycerin, Sodium Acrylates Copolymer, Sodium Acryloyldimethyltaurate Copolymer, Polyisobutuene, Caprylyl/ Capryl Glucoside, Hyaluronic Acid, Phenoxyethanol, Ethylparaben, Butylpharaben, Methylparaben, Propylparaben, Tritholamine, Carbomer, Ascorbyl Palmitate, Parfum.
Jako uzupełnienie kuracji stosowałam:
Flavo-C krem nawilżający.
Od producenta:
- optymalnie i długotrwale nawilża
- wygładza skórę
- działa rozjaśniająco

Codzienne nawilżenie skóry to podstawa pielęgnacji przeciwzmarszczkowej. Właściwe nawodnienie skóry powoduje optyczne spłycenie zmarszczek, zaś dostarczenie skł. odżywczych lepszy metabolizm skóry. Flavo-C krem nawilżający już po kilkukrotnym zastosowaniu sprawia, że skóra staje się aksamitnie gładka i bardziej elastyczna. Stosowanie samodzielnie lub w uzupełnieniu kuracji przeciwzmarszczkowej. Lekka konsystencja nadaje się do cery suchej, normalnej i mieszanej.

Moja opinia:
Opakowanie higieniczne, z pompką przez co wydobywamy tyle ile kremu potrzebujemy. Podczas aplikacji mocno daje po nozdrzach intensywny zapach alkoholu! Nic bardziej mylnego, w kremie nawilżającym na 4 pozycji, zaraz po parafinie znajdziemy alkohol. Zawiodłam się już samym początkiem składu i szczerze żałuję, że nie zwróciłam uwagi na niego będąc w aptece. Krem jest lekki, szybko się wchłania, można stosować również pod makijaż. Co do obietnic producenta, zaobserwowałam jedynie rozjaśnienie i tak bladej cery. Nie nawilża! Cały czas walczę z suchymi skórkami - nigdy takiego problemu nie miałam. Zmarszczki jak były - tak są. Jeden plus nie nasilił zmian trądzikowych, chociaż dalej występują w minimalnym stopniu. Kremu jeszcze nie zużyłam do końca, wykorzystam resztę na szyję i dekolt.

Podsumowując:
Polecam wypróbować serum (miniaturę) na początek 8%, ponieważ fajnie rozjaśnia, napina podczas stosowania, nadaje się pod makijaż i przedłuża jego trwałość. Jest też większe stężenie serum, ale radzę uważać, by nie wysuszyło Was tak jak mnie. Nie jestem jedyną osobą doświadczającą wysuszenia cery - na wizażu widziałam więcej takich opinii. A jeżeli będzie Wam służyć zakupić większe opakowanie. 
Krem nawilżający - szczerze odradzam!
Viewing all 437 articles
Browse latest View live


<script src="https://jsc.adskeeper.com/r/s/rssing.com.1596347.js" async> </script>